Archiwum kwiecień 2008, strona 1


słodkości ... i wszystkie moje
Autor: cyniczna
22 kwietnia 2008, 12:05

Od kilku dni mam niepohamowany apetyt na słodycze. W sobotę piekłam szarlotkę... o drugiej w nocy, bo nic już w domu słodkiego nie było, a nocny za daleko :) Pyszna mi wyszła! Luby obudził sie na sam jej zapach i zjedliśmy we dwoje niemal od razu po wyciągnięciu z piekarnika pół szarlotki!!! PYSZNA! PYSZNA! PYSZNA! O dziewiątej rano w niedzielę zachciało mi się lodów - koniecznie tiramisu!!! Dołożyłam do tego pół czekolady z orzechami i kisielek... Około południa przybył na miejsce zbrodni najukochańszy z siostrzeńców.

- Ciocia, co to? - dwulatek wskazał małym paluszkiem na blache z szarlotką

- Ciasto. Chcesz kawałek?

- Tak, daj... dwa - na myśl o słodkościach także najukochańszy z siostrzeńców dostaje ślinotoku.

Patrzyłam jak pochłania z apetytem szarlotkę mrucząc z zadowolenia. Oczywiście sobie i Lubemu nie miałam serca odmówić przyjemności zanurzenia zębów w kolejnej porcji ciasta.

- Doble ciastko - wyartykułował siostrzeniec - jesce daj. Baldzo doble. - dodał patrząc na ciasto tak, jakby miał zamiar pochłonąć je całe. - i kawy... wolno? - zakończył z westchnieniem.

- Kawy? OK - dostał... zbożową z mlekiem Uśmiech jak i reszta biesiadników.

Zjadł i głaskał się przez chwilę po brzuszku.

- Co, Gwiazdko, starczy Ci już tych słodkości? - Pytam.

- Nemo ne gazdka - oburzył się - Nemo slodkie ciastko - poprawił mnie.

 

Uwielbiam go Uśmiech

 

Niż demograficzny
Autor: cyniczna
15 kwietnia 2008, 13:04

I gdzie się człowiek nie obejrzy tam kobieta z wózkiem, brzuszkiem, z dzieckiem na ręku...

 

I gdzie nie spojrzeć pełno ich! Porozkladały sie owe madonny z dzieciątkami na ławkach w parku, przy fontannie, w centrach handlowych... Niektóre piękne, inne zaniedbane. Są i te w powyciąganych podkoszulkach pchające przed sobą niemodny wózek odziedziczony po dziecku sąsiada, i te na szpilkach, kołyszące biodrami, pachnące olejkiem do opalania, perfumami diora, kładące dzieci w trójkołowym wózeczku za 3000PLN. Kalejdoskop twarzy od zmęczonych i poszarzałych, po promienne i tryskające energią. Wokół gwar, śmiech, płacz i gaworzenie dzieci, rozmowy o temperaturach butelek, trudnościach laktacyjnych, powikłaniach w okresie ciąży, kaszkach i kupkach...

 

Wygrzewam kości na słońcu, obserwuję, słucham, nie oceniam, raczej gapię się z życzliwością dzieciom należną, z głupim uśmiechem.

 

Wróciłam do biura z ociąganiem, rozleniwiona, z głowa pełną dziecięcych twarzyczek... Usiadłam przed komputerem i zamiast kończyć zlecenia i projekty, wybrałam aukcje internetowe i utonęłam w poszukiwaniu "szatki chrzcielnej" dla Kubusia, a potem farbek do malowania palcami dla siostrzeńca... potem bucików dla chrześniaczki, potem wyprawki w prezencie dla synka koleżanki, potem pościeli do łóżeczka, potem samego łóżeczka, nosidełek... PRRRRRR!!!! Jaka pościel? Komu? Po co? Łóżeczko? No, tez coś!!!!!

 

... i stąd się właśnie biora dzieci! Z NUDÓW!!!!

skrót
Autor: cyniczna
11 kwietnia 2008, 10:25

Wczorajsze szkolenie w hotelu Wrocław.... PORAŻKA! PORAŻKA drukowanymi i wielkimi tłustymi literami pisana. W życiu takiej chautury nie widziałam.

Być może nie bez wpływu na me odczucia miał fakt, iż by na owe szkolenie dojechać, wstałam o 4 rano, a i tak spóźniłam sie na umówiony/zarezerwowany bus, skutkiem czego w benzynę musiałam zainwestować i pojechać na koszt własny ...albo oddać 400zł za szkolenie. Powiedzmy, że wybrałam mniejsze zło.

Na szkoleniu wyszłam na awanturnicę. Projekty mi się nie podobały, organizacja przetargów mi się nie podobała, podział kosztów mi się nie podobał. Wszystko było "be"! Uwagi swe i wątpliwości wyraziłam głośno i dobitnie. Zostałam poproszona o podanie nazwiska i już z cała pewnoscią figuruję na czarnej liście... znaczy na dofinansowanie nie mamy co liczyć hehe. Z cała pewnoscią ucieszy to szefostwo...

 

Dziś na szczęście Luby wraca i ukołysze me zszargane nerwy w ciepłych swych ramionach. Na jutro zaplanowaliśmy grilla (otwarcie sezonu). Dziś zrobię pyszną kolację. Nawet świece kupiłam. Bezwstydnie zaplanowałm podanie posiłku w zupełnie przeźroczystym fartuszku "kuchennym"... aż się rozmarzyłam. Tęsknie za Nim... bez Niego chłód nocy jest nie do zniesienia.

koleżanka szklanka
Autor: cyniczna
08 kwietnia 2008, 10:45

Ech... Ma Cud Marzenie Nowością Pachnąca Koleżanka z Pracy (owa długopazurzasta) wylała mi dziś herbatę na biurko... Że na biurko, to pół biedy, ba, wybaczyłabym nawet na dokumentację... ale że na listwę!!!!! YYYYYYYYYYY!!!!! Zaiskrzyło, zadymiło komputer zgasł, korki wywaliło! A ona uśmiech na twarzy "to się powyciera". Tak, samo sie powyciera! Moje spodnie też się powycierają, a już z cała pewnością powycierał sie mój niezapisany a właśnie tworzony projekt w komputerze!!! O żesz.... NIELUDZKO MI DZIOŁCHA NA NERWY DZIAŁA!!!!! Kiedy skruszona wycierała podłogę, odważyłam sie wyjść i spuścić ja z oczu dosłownie na 3 minuty, by spodnie jakoś do porządku doprowadzić. Wracam, a po całej dokumentacji porozkładane żółtki (zwrotki).

 

"Co to jest?" - pytam.

"No, żeby wyschły porozkładałam je. Suszą się." - odpowiedziało mi bezmózgie stworzenie.

"Dziewczyno, podnieś no jedną z tych zwrotek i zobacz, cóżeś z moją dokumentacją za 58 tysięcy złotych polskich uczyniła."

 

I tak oto zostałam nieszczęśliwą, wściekłą posiadaczką popstrzonej na żółto popowodziowej dokumentacji projektowej (której przedmiotem bynajmniej nie są zapory wodne ani nawet nie wały przeciwpowodziowe). Chyba owemu Dziewczęciu, owej Puszce Pandory kupię smycz i paralizator... choć może klatka byłaby lepsza?

Poranki...
Autor: cyniczna
04 kwietnia 2008, 09:10

Stoję na krawędzi dnia i nocy... i gdybym zrobiła krok wstecz, poranek nastałby o ten krok później. Deszcz bębni o szyby, kubek herbaty parzy w dłonie, Luby śpi. Niech śpi, należy Mu się, już za samo to, że zagarnia mnie do siebie w nocy odruchowo, przyciąga i zamyka w swych ramionach. Pewność i spokój...

Cicho siadam obok Niego, gładzę palcami Jego dłoń, a On odwraca ją wnętrzem do mnie i nastawia do pieszczot, jak kociak odsłaniajacy brzuszek do drapania.

Trochę mi żal się od Niego oderwać i żal mi Go budzić. Wstaję więc i wychodzę z sypialni. Nastawiam kawę w ekspresie. Rozkładam matę do ćwiczeń, włączam dvd z pilatesem...

 

P.S. Zostanę matką chrzestną słodkiego Kubusia :)