nadnerwy...


Autor: cyniczna
26 maja 2009, 10:56

Byłam wczoraj na EKG. Miałam zamiar zignorować rady gin i jej polecenie zbadania się. W końcu nigdy nie miałam problemów z sercem. Po namyśle uznałam jednak, że nie każe mi odwiedzać lekarzy bez powodu. Poszłam... Mam arytmię i szmery... Nie jakąś tam sobie arytmię, ale poważne kołatanie.

Lekarz: "Czy w rodzinie ktoś miał problemy z sercem?"

Ja: "Nie" - po chwili namysłu - "Tak, mamy brat zmarł w dzieciństwie z powodu wrodzonej wady serca"

Mina lekarza - bezcenna. Dopisał na skierowaniu do poradni "BARDZO PILNE!!!".

 

Luby oczywiście ma swój udział w całym zajściu. Miał wielki problem z zawiezieniem mnie do lekarza. No, nie moja wina, że po jego wymianie kół w moim samochodzie, auto ściąga na prawo, notorycznie schodzi powietrze z przednich opon i jest luz na kierownicy. Jak rany, kiedy ja się zajmowałam własnym samochodem, nigdy tak nie było. Zawsze wszystko działało! No, nie dziwne, że się bałam do samochodu wsiąść. Luby zaczął kombinować, że może by mnie brat zawiózł do lekarza, bo on w zasadzie nie ma na to czasu - drzewo Piotrkowi wozi. GÓWNO mnie obchodzi drzewo Piotrka i sam Piotrek! Trzeba było ślub z Piotrkiem wziąść nie ze mną! WRRRRR

 

Lekarz: " Nie wygląda Pani na bardzo nerwową osobę, by mieć serce jak po zawale"

Ja: "No, nie wygladam"

Luby wraca do domu notorycznie w okolicach godziny 22ej... Prosiłam, rozmawiałam na ten temat z Nim, że nie ma dla mnie czasu, że nawet w niedzielę w domu ze mną usiedzieć nie może, tylko za jakimiś interesami jeździ, wraca po 20ej. Daleka jestem od podejrzewania Go o jakieś romanse, ale nie będę tak żyć dłużej. Jeśli chcę, by było coś zrobione, coś kupione, to muszę to załatwić sama, On się nie udziela. Nawet majtki dla Niego muszę wybrać, bo sam nie pójdzie i nie kupi. Ciągle za czymś leci, coś załawia, czegoś szuka, coś "dopina"... Myślałby kto, że z tego to jest jakaś niesamowita kasa. GÓWNO nie kasa!!! W domu wszystko jest MOJE i za MOJE!!!! Gdzie jest ta mamona, którą po nocach tak trzepie? Bo ja jakoś efektów tej jego pracy do 22ej nie widzę! Chciałam kupić dywan, pech, nie zabrałam karty - pokazuję mężowi wydatek za 1000zł. Oburzony stwierdził, że tyle nie ma. NIE MA??? To ja kurwa, bez jeżdżenia po nocach, bez zapierdalania za Piotrowymi interesami mam tyle. Bez problemu wyciągam i mam!!! Po cholerę mi mąż? Zjawia sie na śniadanie i kolację. Nie jest nawet weekendowym mężem, to w weekend tez ma wiele spraw do załatwienia. Kładzie się w nocy obok mnie, przytula i rzuca "Kocham Cię", potem zasypia... Tyle mam z męża. Długo o tym myślałam... Wiem, jestem w ciąży, ale... napiszę pozew rozwodowy. Nie chcę takiego życia, a rozmowa z Lubym nie daje efektów. Mam taką wizję przed oczami - rodzi sę dziecko i ja dalej od rana do wieczora sama, Luby w nocy nie wstanie, bo rano musi do pracy, bo jest zmęczony, bo gdzieś tam jedzie, bo zapił z kolegami... O, tak, na to to On zawsze znajdzie czas!!! Jak jest wódka, to i Luby się zjawia na czas... To farsa. Zawiodły wszelkie znane mi metody, czas to zakończyć. Kwiatek tu sprawy nie załatwi.

BanShee
01 czerwca 2009
ślub dopiero co i już pozew rozwodowy...no no no, coś jak metoda kija i marchewki?
majkamb1
31 maja 2009
hmm, martynia troche racji ma (i doswiadczenia) niestety ale moze najpierw faktucznie jakaś terapia wstrząsowa zamiast rozowdu?
Sama ciągle o pozwie myśle ale jakośc tak mito przechodzi co jakiś czas - bo dziecko, bo finanse kiepskie itp.
i tak sie jakos układa wiec i wam sie ułozy ale pogadaj i moze jakis radykalny kroczek to sie obudzi chłop z tego letargu.
31 maja 2009
A może by tak jakaś TERAPIA wstrząsowa?
28 maja 2009
Sunkissed -> a co ojciec wyparuje? O.o
cici
27 maja 2009
o wez mnie nie strasz, ja tez mam jakies kolatanie i tez mialam zrobic badania, ale olalam sprawe :/
26 maja 2009
Musisz myśleć też o dziecku, ja sie urodzi i co? nie bedzie mialo ojca?
26 maja 2009
... wiem co czujesz ... problem z mężczyznami polega na tym, że z nimi trzeba postępować jak z psami... i tu wcale nie przesadzam ... na co pozwolisz to to będziesz miała... jak nie wychowasz szczeniaka to ze starym psem jest potem ciężko ... i nie jestem tu seksistką ... tylko z nimi jest taki mechanizm działania... nie dość, że jasne przekazy do nich tylko docierają, to jeszcze trzeba powiedzieć, co mu wolno a co nie.... spróbuj mu powiedzieć jak się z tym czujesz, jak bardzo Ci źle bez niego, jak się wszystkim martwisz... bo Ty mi wyglądasz na kobietę, która "radzi sobie ze wszystkim i wszędzie" o czym ten dywan świadczy .... trudno się taką kobietą zaopiekować ... rozumiesz? ... im trzeba niestety czasem słabość pokazać aby mogli się wykazać....
grainne
26 maja 2009
Z tym pozwem to całkiem nie zły pomysł... Jak to mu oczu nie otworzy to nie wiem co to zrobi... Powinien o Ciebie dbać w tym momencie tym bardziej - i fizycznie i psychicznie.

Trzymaj się i nie stresuj serducha (za bardzo).
26 maja 2009
Martyniu, nie napisałam "rozwiodę się". Napisałam, że złożę pozew rozwodowy (niekoniecznie zań zapłacę). Złożę, zażądam pieczątki przyjęć i dam Lubemu do wglądu...

A, kurwa, sama nie wiem, co mam zrobić, by lepiej było, by choć wracał do domu o 18ej... To nie trwa tydzień. Tak jest od stycznia...

Za dużo tego dla mnie do udźwignięcia - kiepskie łożysko, kiepskie serce, sama w domu, nie ma do kogo gęby otworzyć. Nie radzę sobie ostatnio.
26 maja 2009
...dziewczyno dopiero ślub był.... zdrowia przede wszystkim życzę ... tyle żeby się to serce uspokoiło to i spokój ducha musi być .... mężczyźni to niestety podgatunek i nigdy nie pojmą co jest najważniejsze....znam tylko nieliczne wyjątki, które próbują to pojąć .... z różnym skutkiem...
26 maja 2009
Chujowo, ale nie powiem, że nie rozumiem. Może mu się oczy otworzą.

Dodaj komentarz