Na smyczy


Autor: cyniczna
15 listopada 2008, 14:28

Mym orężem uśmiech, wzruszenie ramionami, perlisty śmiech (kobiety mi go zazdroszczą), swoboda podejmowanych tematów, rozkołysany chód. Mężczyźni zlatują się do tego jak muchy. Zjednuję sobie ludzi żartem i swobodą. Znajduję słowa, które inni chcą usłyszeć. Przychodzą do mnie z problemami, szukaja wsparcia. Dostają je. Ja nie mam do kogo juz pójść, bo mi nie wolno mieć problemów.

 

"Dasz sobie radę", "Potrafisz sama", "Nie zawiedziesz mnie". OD MAŁEGO TEGO SŁUCHAŁAM. Jako mała dziewczynka nie miałam prawa do błędów i łez, bo rodzeństwem się musiałam zająć, bo musieliśmy coś jeść, bo musieliśmy odrobić lekcje, bo musieliśmy się w coś ubrać do szkoły...bo rodziców w domu nigdy nie było - mamona!!! I nauczyłam się zagryzać wargi, milczeć i uśmiechać się. Nauczyłam się chować emocje. Byłam sama - ja i stosy książek. Mogłabym, kurwa, z psychologii w tym zakresie doktorat robić! Może nawet profesurę! Moje dzieciństwo, moje nawyki, wyuczona swoboda, kontrolowane emocje = oto ja.

 

Myślalam, że mogę poskarżyć się Lubemu, że mogę się otworzyć i wyżalić. A usłyszałam: "Przestań, nie poznaję Cię. Zmieniłaś się. Przestań w kółko roztrząsać tą samą sprawę. Było, minęło. Trudno, stało się."

 

Od kilku dni obserwowałam koleżanke z pokoju obok i wydedukowałam, że jest w ciąży. Młodsza ode mnie z 6 lat, głupiutka taka. Pracuje u nas od czerwca. Miesiąc temu chciałam, by mi dokumenty przygotowała i za warunkami pobiegała, a ona po 3 tygodniach, kiedy się o nie upomniałam, zrobiła głupią minę i oświadczyła, ze właściwie to nie wie, od czego zacząć i jak się do tego zabrać i o jakie warunki mi chodzi. Myślałam, że się zagotuję! Co idiotka, świeżo upieczona urbanistka, robiła przez 3 tygodnie, do cholery?! Mniej więcej obrazuje to moje zdanie o niej. W każdym razie myjąc ręce w toalecie, zapytałam ją wprost, na kiedy ma termin. Cipeczkę najpierw zatkało, potem usłyszałam serię próśb o tajemnicę, a na koniec popatrzyła na mnie ze złośliwym uśmieszkiem i patrząc mi w oczy rzuca tekst: "Ja mam wszystko perfekcyjnie w życiu poukładane, wszystko zaplanowane. W przeciwieństwie do Ciebie, u mnie nic nie jest przypadkowe. Bo przypadki to się różnie kończą.". Ja z równie złośliwą miną: "Uważaj, młodzieży, by Ci ten plan bokiem wyjdzie...lub nie wyjdzie w ogóle". Ale kurwa, cały dzień mi zepsuła. Co to ,kurwa, miało znaczyć? Lepsza jest? Bo jest w ciąży i jej się uda? O to chodziło? Oczywiście, ze wyuczone reakcje mnie nie zawiodły, że twarz ani drgnęła, że głos nawet nie zadrżał, ale ponieważ trzymałam to w sobie cały dzień, kiedy wrócił Luby, pozwoliłam sobie na łzy i żal. I niemal natychmiast tego pożałowałam... "Trudno, stało się. Nie roztrząsaj w kółko tego samego tematu.". No, tak... Przecież ja jestem zawsze uśmiechnięta, zadowolona, ze wszystkim sobie radzę. Nie mam prawa do potknięć, do łez, rozpaczy, do bólu i skarg. Bo to przeciez nie jestem ja! Ja to ta, która zawsze sobie radzi. SAMA.

 

Luby, jak mało mnie znasz! Nie wiesz, kim jestem. Tobie pasuje ta kobieta, którą wyćwiczyłam i która jest mi posłuszna, ale nie ja sama. Moje problemy nie istnieją. I diabli wzięli rok psychoterapii...

 

Wyszłam, po pół godzinie wróciłam do Lubego uśmiechnięta, zadowolona, zrelaksowana (z emocjami na uwięzi). Luby: "Widzisz?". Całus.

 

Dobrze, będę pierdolonym cyborgiem.

cici
15 listopada 2008
ee niedobrze... czasami jednak przydaje sie Ktos przed kim mozna sie wyzalic... no ale zawsze masz jeszcze nas :) tu mozesz pisac co chcesz i nikogo nie musisz udawac... to jest wlasnie ta zaleta blogow ;]
15 listopada 2008
Cyniczna... jak ja bardzo Cie rozumiem... ze mną jest to samo ,,dasz sobie rade, kto jak kto ale ty sobie poradzisz" i nikomu na myśl nie przyjdzie że panicznie się boję, nikt mnie nie przytuli i nie powie,żebym sie nie bała...
Teraz coś mi nie wyszło, coś banalnego, zwyczajn ie się nie udało... ludzie nie dowierzaja, że mi sie nie udało, bo jak to możliwe... w pewien sposob drwią ze mnie... a ja nie mam komu powiedzieć co czuje, nikt nie zapytał cz mnie to boli?
Informatyczny zupełnie przemilczal sprawe... :( a tak bardzo bym chciala zeby mnie przytulil i zebym mogla mu sie wyżalić, ale on nie chce tego słuchać, nikt nie chce.. nie mam nawet do kogo zadzwonic :(
Dlatego Cię rozumiem... ale powiedz Lubemu, że musisz okazać słabość i sie wyplakać bo zwariujesz... i powiedz żeby Cię przytulił...
Luby w odróżnieniu do Informatycznego to Anioł wieć Cię wysłucha jesli powiesz mu że to dla Ciebie ważne...

Dodaj komentarz